W mojej czytelni dzisiaj wyjątkowo pusto, czyli
demokratycznie. To nie kto inny jak Claude Lefort sformułował demokrację jako
„pustkę”, którą czymś należałoby wypełnić, albo wypełniać wiecznie. Rozumując w
ten sposób wszystkie książki są moje i nawet te dwie osoby – jedna ma na biurku
kilka egzemplarzy „spraw międzynarodowych” (charakterystycznie zielone,
graficznie wczesna III RP, uniwersyteckie ideolo, że adekwatniej byłoby je
określić mianem „spaw międzynarodowy”) ,druga z edukacją wczesnoszkolną nie
stanowią potencjalne zagrożenia dla mnie. Mogę wypełniać tylko ja demokratyczno
– czytelnianą pustkę! Przytuliłem się do
kaloryfera, który pozwoliłem dać sobie na „5”, gdy Kristin Ross zaczęła
powoływać się na koncepcję Jacquesa Ranciere w pracy pt. „Maitre Ignorant” . Ten odkrywa Josepha Jacotota, a w idąc tym
tokiem demokracja to – zdolność działania, robienia różnych rzeczy. To właśnie
taka demokracja ma/powinna nie przywiązywać się do liczby. Monarchia – oznacza
jedynkę, oligarchia – pewną liczbę osób, jedynie „demokratia” nie odpowiada na
pytanie „ilu”? Ciekawe i trafne biorąc pod uwagę demokracje sondażowe, wyborcze
i tym podobne.
Dalej pada nazwisko Rimbaud i jego Sezon w piekle oraz Illuminacje
(przecież to jest u mnie na półce!) O tym za chwilę. Gdy towarzysz Kwaśniewski
niesie intelektualną pomoc dyktatorowi, bo demokrację w Azerbejdzanie za dobre
miliony trzeba konsolidować, wśród ogólnie inteligenckiej dysputy padają słowa
klucze: poliarchie dahlowskie, fale demokratyzacji, REFolucje, democradury,
dictablandy, demokracje delegacyjne, różnice między skonsolidowaniem a
nieskonsolidowaniem, modelem westminsterskim, konsensualnym, pawłem śpiewakiem,
arendem lijphartem, phillipem schmitterem…Nagle znikąd pojawia się zaćpany
poeta Rimbaud (niespełna 20-letni, bo tym wieku porzucił pisanie). Naprzeciw
tym wszystkim teoriom i teoretykom totalitaryzmu, jednocześnie naprzeciw ciebie
– zdobywający „wiedzę” cyniczny łotrze w ideologicznym aparacie państwa, mający
nadzieje na bycie w klasie kierowniczej lub menedżerskiej. Pojawił się jak On!.
Demokracja Rimbauda wyznacza dokładnie ów moment, w którym
słowo „demokracja” przestaje być używanym jako określenie żądań ludu w walce klas, a zaczyna usprawiedliwiać
kolonialną politykę „krajów cywilizowanych”:
„To zdobywcy świata szukający
Własnej fortuny chemicznej;
Zabrali w drogę sport i wygody
Wiozą na tym statku edukację
Ras klas i zwierząt.
Wytchnienie i zawrót głowy
W dyluwialnym świetle
W okropnych nocach studiów”
Czy to nie wyjaśnia wszystkiego? Po co istniejesz nauko
społeczna, Aleksandrze Kwaśniewski, Tony Blairze i inny administratorze
zniewolonego świata, przecież wystarczy analiza Artura Rimbauda, by myśleć o
demokracji, w sensie wolnościowym.
Doskonała rzecz! Frederic Lordon napisał „Kapitalizm,
niewola i pragnienie. Marks i Spinoza”. Nie zdążyłem przebrnąć, przejrzałem.
Teza: Luka w Marksie zapełniona przez żyjącego 200 lat wcześniej Spinozę przez
tzw. afekty (antropologię namiętności). Inspirująca.
Funkcjonalny afekt i conatus (jako zasada mobilizacji ciała,
energia pożądania) zamiast bardziej współczesnych psychoanalitycznych popędów i
ego (freudomarksizm, lacanizm). Tam się pojawiają treści o udanym zniewoleniu w
kapitalizmie za pomocą „samorealizacji”, spełnieniu w pracy”, „motywowaniu” SKĄD JA TO ZNAM?, o
dzisiejszych kadrach kierowniczych (mentalnie po stronie pracy, symbolicznie po
stronie kapitału). To wszystko było tam tak dobre i celne, że utkwiłem gdzieś w
1/3 książki, nie mogąc ruszyć dalej. Godzina 20:00 jest zderzeniem z Wielkim
Innym w postaci PRAWA tj. zamknięciem czytelni. Stwierdzam z pełną
stanowczością, że Frederic Lordon jest najlepszy dziś i pewnie tak zostanie też
jutro, a może i pojutrze. A sam Spinoza zdaje się hipnotyzować energią. To
jakie cuda wyprawia z nim w swoich interpretacjach Antonio Negri doskonale
zniechęciło mnie do jakiejkolwiek afiliacji politycznej. Tym samym uważam „Imperium”
od 2009 roku za publikację nieudaną. Może zmieni to Frederić Lordon.
Przejrzałem też ostatnio na szybko „Alter-marksizm” Jacquesa
Bideta i Gerarda Dumenila, „Wyobrażenie” Sartre ! oraz „Od Oświecenia do rewolucji” Voegelina.
Zrobiło mi się po tym wszystkim lepiej. Pytam siebie więc, kiedy ja to wszystko
przeczytam, żeby mi było najlepiej? Może znów spróbować wcielać zasady
organizujące życie wedle tylko najprostszych potrzeb, żeby całą resztę czasu
móc czytać. Jak to pogodzić z moją kapitalistyczną organizacją, której jestem
współ? (Marginesy mówią, że jeszcze się nic nie zaczęło, a już mnie złodzieje czytaj handlowcy/dystrybutorzy wkurwiają) Poważne pytania, odpowiedzi zero jak zawsze. „Ten świat i tak jest w
pełni ekskrementalny, życie gówno, gówno
życie blisko i w oddali”, parafrazując własny tekst z płyty „Niepodległość
trójkątów”, która nie ukaże się nigdy. W sposób tragiczny zginęła bowiem z
całym twardym dyskiem, dnia 5 stycznia 2013 roku pańskiego (zdanie to świadczy
jak mocno przepracowuje swoją traumę).