poniedziałek, 14 stycznia 2013

rimbaud i frederic lordon



W mojej czytelni dzisiaj wyjątkowo pusto, czyli demokratycznie. To nie kto inny jak Claude Lefort sformułował demokrację jako „pustkę”, którą czymś należałoby wypełnić, albo wypełniać wiecznie. Rozumując w ten sposób wszystkie książki są moje i nawet te dwie osoby – jedna ma na biurku kilka egzemplarzy „spraw międzynarodowych” (charakterystycznie zielone, graficznie wczesna III RP, uniwersyteckie ideolo, że adekwatniej byłoby je określić mianem „spaw międzynarodowy”) ,druga z edukacją wczesnoszkolną nie stanowią potencjalne zagrożenia dla mnie. Mogę wypełniać tylko ja demokratyczno – czytelnianą pustkę!  Przytuliłem się do kaloryfera, który pozwoliłem dać sobie na „5”, gdy Kristin Ross zaczęła powoływać się na koncepcję Jacquesa Ranciere w pracy pt. „Maitre Ignorant”  . Ten odkrywa Josepha Jacotota, a w idąc tym tokiem demokracja to – zdolność działania, robienia różnych rzeczy. To właśnie taka demokracja ma/powinna nie przywiązywać się do liczby. Monarchia – oznacza jedynkę, oligarchia – pewną liczbę osób, jedynie „demokratia” nie odpowiada na pytanie „ilu”? Ciekawe i trafne biorąc pod uwagę demokracje sondażowe, wyborcze i tym podobne.
Dalej pada nazwisko Rimbaud i jego Sezon w piekle oraz Illuminacje (przecież to jest u mnie na półce!) O tym za chwilę. Gdy towarzysz Kwaśniewski niesie intelektualną pomoc dyktatorowi, bo demokrację w Azerbejdzanie za dobre miliony trzeba konsolidować, wśród ogólnie inteligenckiej dysputy padają słowa klucze: poliarchie dahlowskie, fale demokratyzacji, REFolucje, democradury, dictablandy, demokracje delegacyjne, różnice między skonsolidowaniem a nieskonsolidowaniem, modelem westminsterskim, konsensualnym, pawłem śpiewakiem, arendem lijphartem, phillipem schmitterem…Nagle znikąd pojawia się zaćpany poeta Rimbaud (niespełna 20-letni, bo tym wieku porzucił pisanie). Naprzeciw tym wszystkim teoriom i teoretykom totalitaryzmu, jednocześnie naprzeciw ciebie – zdobywający „wiedzę” cyniczny łotrze w ideologicznym aparacie państwa, mający nadzieje na bycie w klasie kierowniczej lub menedżerskiej. Pojawił się jak On!.
Demokracja Rimbauda wyznacza dokładnie ów moment, w którym słowo „demokracja” przestaje być używanym jako określenie żądań ludu  w walce klas, a zaczyna usprawiedliwiać kolonialną politykę „krajów cywilizowanych”:  

„To zdobywcy świata szukający
Własnej fortuny chemicznej;
Zabrali w drogę sport i wygody
Wiozą na tym statku edukację
Ras klas i zwierząt.
Wytchnienie i zawrót głowy
W dyluwialnym świetle
W okropnych nocach studiów” 

Czy to nie wyjaśnia wszystkiego? Po co istniejesz nauko społeczna, Aleksandrze Kwaśniewski, Tony Blairze i inny administratorze zniewolonego świata, przecież wystarczy analiza Artura Rimbauda, by myśleć o demokracji, w sensie wolnościowym.

Doskonała rzecz! Frederic Lordon napisał „Kapitalizm, niewola i pragnienie. Marks i Spinoza”. Nie zdążyłem przebrnąć, przejrzałem. Teza: Luka w Marksie zapełniona przez żyjącego 200 lat wcześniej Spinozę przez tzw. afekty (antropologię namiętności). Inspirująca.
Funkcjonalny afekt i conatus (jako zasada mobilizacji ciała, energia pożądania) zamiast bardziej współczesnych psychoanalitycznych popędów i ego (freudomarksizm, lacanizm). Tam się pojawiają treści o udanym zniewoleniu w kapitalizmie za pomocą „samorealizacji”, spełnieniu  w pracy”, „motywowaniu” SKĄD JA TO ZNAM?, o dzisiejszych kadrach kierowniczych (mentalnie po stronie pracy, symbolicznie po stronie kapitału). To wszystko było tam tak dobre i celne, że utkwiłem gdzieś w 1/3 książki, nie mogąc ruszyć dalej. Godzina 20:00 jest zderzeniem z Wielkim Innym w postaci PRAWA tj. zamknięciem czytelni. Stwierdzam z pełną stanowczością, że Frederic Lordon jest najlepszy dziś i pewnie tak zostanie też jutro, a może i pojutrze. A sam Spinoza zdaje się hipnotyzować energią. To jakie cuda wyprawia z nim w swoich interpretacjach Antonio Negri doskonale zniechęciło mnie do jakiejkolwiek afiliacji politycznej. Tym samym uważam „Imperium” od 2009 roku za publikację nieudaną. Może zmieni to Frederić Lordon.  

Przejrzałem też ostatnio na szybko „Alter-marksizm” Jacquesa Bideta i Gerarda Dumenila, „Wyobrażenie” Sartre !  oraz „Od Oświecenia do rewolucji” Voegelina. Zrobiło mi się po tym wszystkim lepiej. Pytam siebie więc, kiedy ja to wszystko przeczytam, żeby mi było najlepiej? Może znów spróbować wcielać zasady organizujące życie wedle tylko najprostszych potrzeb, żeby całą resztę czasu móc czytać. Jak to pogodzić z moją kapitalistyczną organizacją, której jestem współ? (Marginesy mówią, że jeszcze się nic nie zaczęło, a już mnie złodzieje czytaj handlowcy/dystrybutorzy wkurwiają) Poważne pytania, odpowiedzi zero jak zawsze. „Ten świat i tak jest w pełni ekskrementalny,  życie gówno, gówno życie blisko i w oddali”, parafrazując własny tekst z płyty „Niepodległość trójkątów”, która nie ukaże się nigdy. W sposób tragiczny zginęła bowiem z całym twardym dyskiem, dnia 5 stycznia 2013 roku pańskiego (zdanie to świadczy jak mocno przepracowuje swoją traumę). 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz