wtorek, 8 stycznia 2013

notatek pare



„Kto dostrzega problem zostaje niemy, wszak świat na wszelki wypadek pozbywa się zawodów pozwalających przemawiać widmom i głosom. Można być filozofem albo prorokiem, tylko że już nie ma etatów”. Ładne, prawie żywcem wyjęte z „Bezrobotnego Lucyfera” Wata. Jeśli nie polecałem, polecam.

Demokratyczny materializm – nie istnieje nic prócz języków i ciał (Badiou mówi „zwierzęcy humanizm”). To też ładne, w dodatku rodzi konsekwencje. W pierwszym scenariuszu chodzi o konstrukcje multikulturowego społeczeństwa, w drugim o te wszystkie eskapady prewencyjne, ochronę przed terroryzmem i tym podobne.

Stara dialektyka pan i niewolnik. Stara forma wypełniona nową treścią, uzupełniona o określone pole symboliczne. Pan myśliciel, wysokie IQ, coś tam czyta, może sobie nawet pracować. Niewolnik  - przeciętny użytkownik internetu. Blog, Facebook (puste pole – wpisz co chcesz) znikający pośrednik nowej wojny klas. Pan nie pisze do szuflady, pan potrzebuje potwierdzenia w polu symbolicznym (zanikającego pośrednika), które tworzy ta cała powyższa wariacja. Bo dlaczego nie piszemy do szuflady, dla siebie?
Czy Pan jest nadal panem skoro potrzebuje konstytuowania (utwierdzenia) ja? Niewolnicy pracują, starają się poznać, lub potwierdzają wszystko najnowszą ideą „ignorancji”, w ich słowniku „brakiem wczuwy”. Myślę, że to martwy punkt, historia dalej nie ruszy. Jeśli istnieje jakiś ruch to regresywny. Pan staje się niewolnikiem, niewolnik staje się motłochem (jego progresywne ostrze deformuje własne ciało „motłoch baranów”). Komunizmu, czyli arystokratyzmu dla wszystkich nie będzie! Liberte, egalite, fraternite!  (to tylko wycinek  - pole). Zostają ciała, języki, kynizm, internet, mnogość pól symbolicznych. Moja posthistoria. Podążam śladami Oswalda Spenglera, z tą różnicą, że mam muzykę Amon Tobin i mecze Knicksów .

Czy demokracja nie uratuje naszego osławionego Zachodu? Pyta Badiou.
Owszem, stoimy na nowo przed antycznym dylematem: albo komunizm, który trzeba jeszcze na nowo wymyślić, albo barbarzyństwo faszyzmów, które wymyślają się same. Znów Badiou.
U nas najbardziej zwraca uwagę uwielbienie republiki, tak powszechne wśród drobnomieszczańskiej inteligencji, wciąż odwołującej się do naszych „wartości republikańskich”. O jaką republikę chodzi? O tę, która powstała po wybiciu Komunardów? Tę, która urosła w siłę dzięki podbojom kolonialnym? Tę, którą stworzył Clemenceau? (B.)
W demokracji możliwy jest jedynie podmiot przyjemności ?(s.19) Badiou za Platonem – do przerobienia s.19.
„Spełnienie paradygmatu współczesnego demokraty – podstarzały rockendrolowiec, nieprzytomnie bogaty, choć zniedołężniały i zmarszczony ma niespożyte siły i potrafi wydzierać się do mikrofonu, wyginając swój stary szkielet”. Badiou klei stosy dissów. W poniedziałek - sport, we wtorek - palenie, chlanie, żarcie, środa – chce poczytać filozofię, ale robi nic, czwartek – oburza się polityką, sąsiadem i społeczeństwem spektaklu, wieczorem idzie na hobbita, piątek – podrywa sekretarkę, zgarnie prowizje za sprzedaż; sobota – melanż, niedziela – niepokoje i lęki.
Codzienność demokracji, a za nią dyskretny urok śmierci. 
Bardziej pozytywnie. Demokracje są zagrożone przez demokratów (Ranciere). Demokracja – rzeczy różne i sprzeczne. Demokrata – niekontrolowany szaleniec uwalniający popędy. Ranciere po raz kolejny do przerobienia.

Będę wrzucał obrazek. Taka kultura. Jak oceniasz muzykę, oceniaj okładkę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz