środa, 12 grudnia 2012

raport z 12 12 12

Czas leci szybko. Rano czytam, popołudniu czytam, w nocy czytam. Czasami zaglądam do internetu by pokpić z urokliwej Polski, a czasem żeby włączyć się do awangardy świata.

Czytanie trzy razy dziennie zmieniające się w efekcie w jeden ciąg, ma bardzo dużo zalet. Chodzi o intensywność, zmiany i cięcia. Po uświadomieniu sobie ile mam jeszcze tekstów do przerobienia, moja nerwica aktualizuje się. Właściwie to chodzi o tą nieustanną pogoń. Nie za tymi, którzy są cynikami i w miarę sprawnie operują słowem, a z pomiędzy ich liter wypływa pustka. Ale tymi, którzy z powodu swojego sztafażu intelektualnego nie potrafią czytać współczesnej literatury, korzystać z dóbr technologii i generalnie częściej pytają się o sens (tak filozoficznie, nie blogersko - blagiersko).  

Serwis goodreads pozwala mi wiele rzeczy jakoś minimalnie uporządkować.

Moje myśli są absolutnie zdecentrowane, gdy czytam o zwolnieniach w bankach i zwolnieniach w branży motoryzacyjnej. Zwyczajny dysonans, gdzie współczucie dla zwyczajnych jednostek łączy się z nieposkromioną radością, że źle idzie..w bankach i w motoryzacji. A rozwiązanie jest takie, że te dwie kwestie mogłyby rzecz jasna nie istnieć. To tyle z gazet. Z przyzwyczajenia siedzę w nich jak Eric Hobsbawm. "A cała reszta obojętna jak Madonna Kwietna i życie wedle własnej <najlepszej> melodii." (J. Genet, Matka Boska Kwietna, s.61.)

Jean Genet w zbyt dużych ilościach staje się niestrawny, ale to pisarz znacznie równiejszy niż Hrabal (za takie porównania powinno się mnie odstrzelić). Inaczej rzecz ma się z Aleksander Watem czy Brunem Jasieńskim, których nie chciałem docenić. Logicznie też chciałbym spytać, dlaczego zamiast "Emigrantów" w szkołach jest "Tango"?

Intensywny trening zimowy sprzyja kondycji psychofizycznej. Do tego wszystkiego dochodzą wieczory sponsorowane przez Bavarię Wit, a czasem przez Primator.

Jeździłem też tramwajem i byłem w okolicach stadionu, za którym rozpościera się szczere pole. Dziwnie jakoś.

Mój nowy numer telefonu ma pięć osób. Prosta techniczna kwestia jakże ułatwiająca codzienne życie.

Nie wiem co zrobić z albumem, właściwie jest gotowy i poza małą chęcią dogrania 1-2 kawałków nie zmieniałbym już nic.

Last but not least, Tymek kiedy będziesz?


sobota, 1 grudnia 2012

cześć, cześć!


Melchior Abłoputo:
"Właśnie rano zanotowano ogólne zniszczenie całej nowożytnej sztuki i cieszę się, że popołudnie to zapisze się jako chwila początku wykonywania tego, wspaniałego w istocie swej, wniosku. Dalsza produkcja jest zabroniona pod karą śmierci, którą na dwa lata poprzedzi oślepienie kwasem siarkowym wpuszczonym do oczu specjalnymi pipetami. Muzykom w tym samym wypadku będą obcięte obie ręce i wyświdrowane uszne bębenki i tak dalej, i tak dalej, również na dwa lata przed śmiercią. Jesteśmy dumni, że rozpoczynamy to wielkie dzieło. Idea ta rozprzestrzenia się po wszystkich częściach Starego i Nowego Świata. Niech żyje Automatyzm! Cześć! Cześć!"

No cześć, cześć ! I mały sampler z nadchodzącej ode mnie rzeczy do posłuchania tutaj!

czwartek, 29 listopada 2012

qwertyuiop

Nie może być śmieszne jak ktoś wrzuca "last christmas" ponieważ podobno spadł śnieg. Nie mogę tego wiedzieć, bo od czasu kiedy byłem na dworze, śnieg jeszcze nie padał. Pewnie nadal nie pada!

Wymyśliłem sobie, że świat dookoła jest totalitaryzmem, ale śmiesznym. Bardzo niepotrzebne jadłem bułkę. W ogóle nie jem wypieków, to strasznie niezdrowe i ma wysoki poziom indeksu glikemicznego. A co do totalitaryzmu to chodzi właśnie o ten śmiech. Czytałem esej o komizmie Bergsona, czytałem o roli śmiechu w  filozofii Critchley'a. Przede mną czarny humor  Bretona. To tak jakbym czytał "Mein Kampf" ? W Bretona wierzę.

Dzisiaj się dowiedziałem (ciągłe -ałem), że te wytwory współczesnego kapitalizmu co zwą się dziennikarzami, krytykami albo recenzentami to wytwory paradoksu Perkinsa. W zasadzie to też mnie ufundował paradoks. Inną kwestią byłoby przyznać się, że dowiedziałem się o tym w czasie pobytu u kolegi. Na stole leżał skserowany artykuł należący do kolegi dziewczyny, studentki psychologii. Mogłem o tym nie wiedzieć, gdybym tylko nagrał na pendrive "Mroczny przedmiot pożądania". Do teraz nie wiem dlaczego tego nie zrobiłem.
Wracając do notatki, uważam że artykuł był w 94 % kłamstwem. 6 % pozostawiam na paradoks oraz paradoks numer dwa, z którego wynika że szkoła rodzi postawy konformistyczne. Prawdopodobnie poddanie pod dyskusję tego artykułu na zajęciach będzie tego najlepszym dowodem.

Miłość jest tematem konserwatywnym. Nie należy zmieniać paradygmatów. Wystarczy wrócić do starych rzeczy.  W obecnej sytuacji historycznej temat ten należy do smutnych. Ja dziś doświadczyłem uczucia miłości. Słuchałem "Rites of Spring" Stravińskiego. Pretensjonalnie, nie ?

Moje "Companion to Luis Bunuel" jest w toku. Traktuje to podobnie jak wstęp Ważyka do antologii surrealistów. Poleciałem kilka razy Heglem, o rozumnych jako oczywistych, pamiętaj to tak na przekór, zawsze gdy piszę to kłamię.


środa, 28 listopada 2012

z pokoju

Czytając Freuda boję się. Jak patrze na siebie z boku (co i tak jest do końca niemożliwe) boję się jeszcze bardziej.

Narastanie i nasilanie fantazji ma prowadzić do nerwic i psychozy. Piszę tak wykoślawione zdania, zarówno w formie jak i w znaczeniu, że powinni mnie karmić rtęcią i bizmutem. Wczoraj rozmawiałem o wiedzy. Mówię o episteme i doxie jako młocie, który od czasów Nietzsche'go stał się bardziej gumowy. Wszystkiemu winne jest powietrze (techne). Łapię się, że to i tak wszystko za trudne i niezrozumiałe. To trochę jak powiedzieć za Adornem, że próba obalenia wszelkiej ontologii jest nową ontologią. Nietrudno się zgodzić, to problem postmodernistów, że zgodzić się nie umieją. Przyjaciele nie chcą fantazjować o utopiach. Przyczyna leży w obawie przed drożejącym jedzeniem i utratą pracy. Powyższe argumenty rozwodnione na setki zdań burzą mi logikę przyczyn i skutków.

Boli mnie coś w klatce piersiowej po kolejnej kawie, muszę się przejść, biorę na słuchawki skecz radiowy Becketta. Do do tego ułożyłem nawet bardzo prosty wers z podwójnym rymem: "u ciebie tekst, bit i skrecz hip-hopowy, a mnie tylko jedno z trzech - skecz radiowy". To tylko jedno zdanie oddające moją zajawkę na hip-hop. Więcej rapu o rapie nie ma. Są za to uczciwe słowa skierowane w A. Ginsberga. 
Dostałem propozycję niejedną, że wefunkradio we Wrocławiu, potem Dj Vadim, jeszcze wcześniej coś związanego z Banksy'm. Jest mi niezwykle miło, tylko że jak zwykle muszę odmówić, w obawie o swoje zdrowie rzecz jasna. Jestem szczery. Wszystkie te rzeczy daje się tylko przetrwać w stanie przytłamszenia zmysłów, a to już chemikalia i inne szkodliwości. Taki tam 'survivalism' by pożyczyć Vaneigema.

Tak dużo gości nas odwiedza, że nie mam gdzie jeździć po mieszkaniu rowerem. Źle się czuje.
Nastrój poprawia mi wiersz "Samobójstwo" Aragona, mój ulubiony:


 A  b  c  d  e  f
 g  h  i  j  k  l
 ł  m  n  o  p  q
 r  s  t  u  w
 x       y        z




poniedziałek, 26 listopada 2012

?

Piosenki w drodze i są ładniejsze niż wszystko co do tej pory zrobiliśmy. Rezygnacja (powściągliwość?) od 'pisania automatycznego', immanencja zamiast transcendencji. Nigdy nie powinno pisać się piosenek na instrumentalnych rzeczach jak Four Tet, Amon Tobin czy Burial. Skąd wziąć muzykę ? Moi Knicks grają w kratkę, administrowana rzeczywistość ma sens tylko, gdy jest profanowana, najlepiej na ścianie pisana Caps-lockiem. Nie ma mnie na facebooku. Napisałem kilka głupot za pieniądze, kondycja status quo, ale nie wypowiadam się na głos. Listopad bezbolesny, jak nigdy.


Na wiosnę oddam kilka płyty sztuk za darmo podpisanych mazakiem, tak to sobie wymyśliłem. Przykro stwierdzać, ale Daniel Bensaid mów, nie mówi nic co nie zostałby powiedziane wcześniej. Jeszcze w sprawie odcięcia (nie znam się na tym), ale unikanie "toksycznych" osób poprawia samopoczucie.

piątek, 5 października 2012

festiwal równości

Dostałem mail. Mail, którego na pewno dostałaś, dostałeś Ty, Ty i Ty. Mail reklamę z zaproszeniem na warsztaty "Kryzys marketing i co dalej ?" Prosto z Polish Open University - Wyższa Szkoła Zarządzania. Zajęcia będą prowadzone przez kogoś kto ma dopisane prof. przed nazwiskiem, co jest o tyle warte zaznaczenia, że w tych kręgach marketingu i zarządzania to już raczej żadne wyróżnienie. Głównym paradygmatem tego "małego wycinka rzeczywistości", który jest wszędzie - w Tobie i poza Tobą (jednocześnie mówimy o immanencji i transcendencji - na wzór Boga w chrześcijaństwie) jest brak teorii i skupienie się na praktyce/działaniu. Skutkuje to dosyć logicznymi wnioskami. Po po okładać się nic niewartymi  encyklopediami, książkami ? Katarzyna Tusk może doskonale wyedukować przyszłą inteligencją swoim cyklem wykładów dotyczącym mediów społecznościowych w branży fashion.
Jednocześnie Roman Kuźniar (doradca prezydenta RP Komorowskiego) w tok fm jasno oceni dosyć słabą kondycję polskiej młodzieży, jako winę systemową - demokratyzacji nauczania. Nie braknie tu celnych arystokratycznych spostrzeń jak przystało na polskiego profesora "niektórzy nie powinni uniwersytetu widzieć nawet na wycieczkach". Brakuje tej krytyce natomiast logiki, że oczywiście "demokratyzacja nauczania jest winna" zdopiskiem dla wybranych - tych bogatych.
Inna sprawa to fakt już lekko ulatującej, ale wciąż wiszącej w powietrzu post-oświeceniowej misji edukacji, która zapewnia pracę, małżeństwo, mieszkanie na kredyt, dzieci.
Wracając do Kuźniara, czy nie można w myśl dobrej elitarnej zasady podciągnąć poziom nauczania na uniwersytetach, ta by zdemokratyzować wiedzę z dopiskiem - dla tych dobrych i chcących ? 
I kolejne pytanie, skoro w założeniu marketing/public relations, dziennikarstwo współczesne są tak anty-teoretyczne, po co istnieją jako kierunki studiów ?
Wniosek jest wesoły, epoka powszechnego cynizmu oznacza wolność. Wolność która została całkiem ładnie skodyfikowana, a nowi "intelektualiści" uczą społeczeństwo, jak poprawnie z niej korzystać.
Ten wpis jest w serwisie blogspot, wrzucę tradycyjnie odnośnik na facebook, też jestem cynikiem. Banalne upublicznianie prywatności. Z małą różnicą, ja nie jestem wykładowcą ani doradcą prezydenta.

A dodatkowo
REKLAMA  + PROGRAM FESTIWALU






wtorek, 26 czerwca 2012

mens helt


Zdrowo żyje, ćwiczę i dbam o zdrową kalorię. Może to przygłupawe, ale widząc aktywnych destruktorów dookoła, których w wieku 30 lat dopada serce, ciśnienie, lustrzyca można się zmotywować. Szczyny do poduszki z koncernów jakże popularne w czasie studiów to już w ogóle ogałacanie się z myśli i energii rewolucyjnej !  Z konfiguracji osobowości przez ten ostatni miesiąc mieszkania "na nie na swoim" powinniśmy "wywieść wszystko", ale jak to bywa zazwyczaj u mnie, dużo łatwiej jest działać w próżni, "gdy się nie ma nic pod stopami". Ciężko z autopsji ocenić, czy tu chodzi o jakiś post-materializm czy raczej nastroje dekadenckie w początkach XXI wieku, w końcu i tak rację ma pani psychoanalityk gdy pisze, że jesteśmy społeczeństwem powszechnej depresji. A postawienie sprawy w ten sposób raczej nie sprzyja kreatywności (najbardziej wyświechtany neoliberalny slogan). Wkrótce (od sierpnia?) rozpocznie się poważny żywot na kredycie, autonomia i zupełnie nowe cele, takie o których nigdy nie myślałem, a dla większości są najważniejsze w życiu. Zabrzmiało to jakbym się zorientował instrumentalnie, co jest przecież popularnym sposobem na życie wśród zwierząt historycznych - czyli nas. Te wszystkie środki - cele, racjonalizacje, obrzydliwe metody do realizowania aspiracji. Na szczęście to tylko wynik przebywania z ludźmi, czytania prasy, blogów, wpisów na facebook'u, słuchania debat w tok-fm itd. Udzielać się jednak musi, bo istnieje nawet jakaś tania teoria psychologiczna, która dobrze taki schemat opisuje. Z drugiej strony można odciąć ten instrumentalizm, tylko w tym przypadku etyka zaczyna zlewać się z polityką, a przy takim rozwoju akty woli często przegrywają. Przykro to widzieć dookoła. Za dużo Arystotelesa, za mało słońca w tym tygodniu.
Ostatnie klipy z naszego podwórka mnie przerażają, wakacyjni laid-bekowi raperzy w wersji polskiej, zawsze pozostaną tylko bekowi, bez laid'u. Może to nie ten klimat, nie ta dusza nadwiślańska, bo estetycznie to zawsze będzie tylko imitacja, w dodatku mega słabo odegrana.

Na koniec wpisu krótka zajawka. Tutaj ciągle się coś dzieje, niebawem, niebawem znikąd.

piątek, 8 czerwca 2012

krótko na euro

Złotopolscy i Matysiakowie idą na mecz. My też za tymi medialnymi symulakrami. Wyjątkowo lubię Rosjan. Mają fajne dresy, dźwięczny język, ładne kobiety i zdecydowanie dominują w "prawdziwości". W międzyczasie cały czas zastanawiam się nad Finneganów Trenem. Czy to się odmieniać jakoś powinno ? Pytanie zabrzmiało po sokratejsku, nie sądzę by ktoś chciał to skomentować.

Atmosfera gęstnieje, a latający helikopter mnie wkurwia, podobnie jak wymalowane mordy w biało-czerwone barwy, koncert LUC czy Libera w Fan Zone.
Liczę na dobrą piłkę, nie tylko reprezentacji Holandii.

sobota, 26 maja 2012

nie jestem stalinowcem futbolu

Nie jestem jak Jerzy Pilch - stalinowcem futbolu. Całkowicie nieśmieszna i pozbawiona przyjemności/ekstazy w rozumieniu Rolanda Barthesa (czytaj Barta, nie Barteza - jak rzekomo czytał go Sarkozy, wstyd !) jest relacja między kibicami  a drużynami narodowymi. Komunikacja między nimi nie jest ekstatyczna i nie stanowi remedium na melancholijną kondycję "dzisiaj, jutro, wczoraj". Do tego ta klatka na środku wrocławskiego zoo (rynku) zwaną "strefą kibica", zupełnie za darmo przez cały czerwiec. Coś będzie manifestowane. Atakuj !
I nie pisze tego po to, żeby wykrzesać z siebie jakąś nienawiść do tego sportu. Jest przeciwnie, ja uwielbiam piłkę nożną, a jej historia zaczynająca się od Pele, na Marco Van Bastenie kończąc jest magią, która mnie edukowała latami. (geografia, to dzięki tobie piłko !) Najbardziej przerażające w tym całym zamieszaniu jest posługiwanie się symbolami narodowymi. W odróżnieniu od meczy międzypaństwowych piłka na poziomie klubowym jest prawdziwym komunizmem w rozumieniu "e pluribus unum", albo niech będzie bardziej publicystycznie "melting pot".
Jeśli chodzi o Euro 2012 jesteśmy gospodarzami. Nasz deficyt tolerancji (mimo godnej podziwu tradycji z XVI wieku) może jawić się jako problem. Tolerancja - wyraz w prawicowym słowniku kojarzący się głównie z pedałami, lesbijkami, lewactwem, unią europejską i ostatecznie IV rozbiorem, nawet gdy utrzyma swoje znaczenie w czasie Euro przybierze formę bezkrytycznego paternalizmu. Ale już tato bardziej "gościnny" i mniej nosorożcowaty (Ionesco), potrafiący urefleksyjnić swoje "ja" mógłby dobrze wróżyć. Tylko skąd wziąć teorię ? Za mało Derridy, Habermasa, Gazeto W. !

Na nieszczęście za dużo moralistów, bo jak twierdzi Michael J. Sandel "staliśmy się społeczeństwem rynkowym, zamiast mieć gospodarkę rynkową" (...) "debata o moralnych ograniczeniach rynku pozwoliłaby nam stwierdzić, w jakich obszarach służy on dobru publicznemu, a z jakich powinien się wycofać". Na całe szczęście takiej debaty nie ma, a że jest jak jest, to jest dobrze. Nie wiem po co ten płacz modnego komunitarysty, który rzekomo tak dużo zarabia za swoje wykłady. Płaci się za każdą chwilę życia, a że życie codzienne nadal się kolonizuje na zasadzie podboju, wiadomo było wcześniej niż pisał o tym Habermas. W takim patogennym społeczeństwie, neurotycznych osobowości mnoży się bez liku, lęk wypisany jest na twarzach, a nadbudowa to tylko odbicie lustrzane powyższych, ubrana w inny nie zawsze ładniejszy mundur. A najlepszym produktem tej kolonizacji są cynicy. Czujmy się wybrańcami.

Rano jest najładniej. Wraz z upływem dnia robi się brzydziej i mniej znośnie. Czasami nieuchronny kataklizm dnia przetnie jakiś wiatr używek, kawy ale to i tak sprawy nie polepsza. Podmiotowość w otchłani całkowicie decentruje się. Kosmos jest w tym momencie tak samo odległy jak Chaos. Szaleńcze tempo w ostatnim czasie wyraźnie skróciło moją drogę ku "nihilizmowi doskonałemu". Zostaje ostatnia prosta.
"Dead white man" męczą mnie jak nigdy. Ich copy-writerzy ze słownikami tworzonymi na własny "dla samego siebie" użytek jeszcze mocniej.
Jeszcze inne żyjące trupy w surdutach uprawiają miłość, zapominając o mniej konsumpcyjnych walorach naszej estetycznej egzystencji. To przykład pięknej utraty wolności. Zostaje nic, chociaż dzięki temu wiem co mam robić.

czwartek, 17 maja 2012

ja liberalna ironistka

"Nie ma sposobu by, by na poziomie teorii doprowadzić do spotkania autokreacji i sprawiedliwości. Słownik autokreacji jest z konieczności prywatny, niewspólny, nieprzystosowany do dyskusji. Słownik sprawiedliwości jest z konieczności publiczny i wspólny, stanowi medium wymiany poglądów. (...) Pisarze tacy jak Kierkegaard, Nietzsche, Baudelaire, Proust, Heidegger i Nabokov są ilustracjami, indywidualnymi przykładami tego, jak może wyglądać prywatna doskonałość - samodzielne kreowanie, autonomiczne życie ludzkie. Autorzy tacy jak Dewey, Mill, Marks, Habermas i Rawls są bardziej współobywatelami niż indywidualnymi przykładami".

Na wskroś autorowi powyższych słów - Richardowi Rorty' emu, twierdzącemu że pomiędzy tymi, którzy piszą o autonomii, a tymi którzy o sprawiedliwości zachodzi podobna relacja, jak pomiędzy dwoma rodzajami narzędzi i że w równie małym stopniu potrzebują syntezy, co pędzel malarski i łom - wyłamiemy się spoza wszelkiej konwencji i zrobimy to syntetycznie na sposób Foucault'a. Koniec teorii.
Płyta się pisze.

Ze spraw organizacyjnych pragnę nadmienić, że posiadam sporo ładnych rowerów, których nikt nie ma w tym kraju. Jarasz się Giro d'italia albo Tour de France ? Oh, miło być jednym jedynym jak u Stirnera. ha! (wyczuwasz te 4 dna jak u vnm'a w tych dwóch zdaniach ?)
Także jak masz sklep i interere Cię mieć tam rowery tej marki, albo chcesz sobie kupić, to se kup.

 

Druga informacja jest taka, że zaczynają się poważne pertraktacje z lady D. na temat przyszłości, na szczęście bez szoku jak u Tofflera. Filozofia życia, wszystko do zrobienia.
A poza tym to czytam NOWY KRONOS, który pokazał mi że rozum na świecie ma się dobrze, a ten Pan jest tego najlepszym przykładem. Towarzyszy mi w podróży.

Nie wiem co z moich planów, byle udało się objechać kiedyś na rowerze Francję jak Emile Cioran i trochę porzucać do kosza, myśląc ze robi się to jak D-Rose. Nic więcej nie potrzeba.
Weekend się zaczął.

sobota, 12 maja 2012

rorty, nosorożce, gill scott

Jest to wpis czysto kontrolny, gdyż coś się pozmieniało z blogiem. Pije wodę mineralną Perlage z puszki, słucham angoli z louizjany i czytam "Zwierciadło". Do tego mam koszulkę z Jackiem Kuroniem i czuję się prawie hipster albo... hopster.

Z nowości warto donieść że od kiedy Wojtek Kidd postanowił obrazić się na rap, zebrał działa w dzieła zebrane i pozostaje czekać na płytę. To będzie nowe, posłuchaj troszkę.
Zespół Cruz wraz z raperem Zaspał zrobili równie ładną, nastrojową płytę, która może nie podobać się tylko nosorożcom, aspirującym do bycia w Żelaznej Gwardii. Z dużej litery, nie wiem po co. Nie przesadzam. Kiedyś napisałem, że po zwycięstwie PO w wyborach parlamentarnych nadejdą złe czasy i te czasy złe są. Nie będę przenosił Heideggera i niemieckiej publicystyki z lat 30. na dzisiejszy grunt, ale kilka podobieństw wskazać nie problem. Kapitalizm z demoludem można tylko opisać dialektycznie. Siła ugrupowań prawicowych/populistycznych (nie ma czegoś takiego jak lewicowy populizm) bierze się dokładnie z tych samych przyczyn. A jeśli interesuje Cię to mocniej to odsyłam do prac tej Pani z Belgii   i jej kolegi Ernesto Laclau.
 
Moi ostatni jedyni przyjaciele Eugene Ionesco wraz Richardem Rorty'm dają mi żyć w tych brunatniejących czasach. Siedząc na górze u babci można z nimi pogadać w niezłych warunkach. Bez co prawda cafe Dupont i dzielnicy łacińskiej, ale tez bez bloków, reklam, darcia mordy, studenctwa juwenaliowego bleee, ujadających psów i polskiego rapu z okien. Podoba mi się tylko Kia Sportage, którą widzę z okna.

Strasznie dużo się zmieniło od ostatniego wpisu. Naprawdę.
Może podzielę się z Tobą pamiętniku później, bo już muszę uciekać.
Buziaczki.
p.s.
Historia Benjamina Fondane, którego nie znasz, wiśnie ze słoika od babci, których też nie znasz, i zespół The Ethics krzyczący I want my baby back każą mi dzisiaj zrobić coś dobrego.  

piątek, 30 marca 2012

raoula wypiski

Francja liczy dziś dwadzieścia cztery miliony „minikrólów”. Najwięksi z nich – przywódcy – czerpią wielkość wyłącznie z ogromu swojej śmieszności
Ponieważ nie potrafimy oprzeć naszego życia na zasadzie suwerenności, próbujemy oprzeć  nasza suwerenność na życiu innych ludzi (niewolnicze obyczaje)

Alkohol, podobnie jak tłum, narkotyki czy miłość może zamroczyć najjaśniejszy umysł. Zamienia betonowy mur izolacji w papierową ściankę, którą aktorzy mogą w każdej chwili rozedrzeć. Mówię aktorzy, ponieważ alkohol przekształca całą rzeczywistość w intymną teatralną scenerię

Nienasycone pragnienie intymnego poznania tak wielu uroczych dziewcząt rodzi się z bólu i lęku przed miłością: tak bardzo lękamy się, iż nigdy nie uwolnimy się od spotkań z przedmiotami. Poranek kiedy to rozluźniają się uściski, przypomina świt zwiastujący śmierć rewolucjonistów bez rewolucji

Istnieje opowieść o tym jak pewien książę zdobył miasto i podarował je swojej faworycie w zamian za uśmiech

Pseudokomunikacja jako sztuka dla sztuki. Ponieważ stosunki międzyludzkie są tym, czym uczyniła je hierarchia społeczna, trzeba przyznać, że obojętność jest najmniej męczącą formą pogardy. Nie przeszkadza to marzyć o wyższych formach kurtuazji, takich jak kurtuazja Lacenaire’a, który w przeddzień egzekucji polecił przyjacielowi: Przede wszystkim proszę Cię, przekaż wyrazy wdzięczności panu Scribe’owi.
Od 200 lat w muzyce europejskiej brakuje radości, ale nikt się tym nie przejmuje – co jest wymowne. Konsumuj, konsumuj: bierzemy popiół za ogień

Od księcia do menedżera, od księdza do eksperta, od spowiednika do psychologa społecznego, zasada pożytecznego cierpienia i  dobrowolnego poświęcenia zawsze stanowiła solidny fundament hierarchicznej władzy

Jeśli chodzi o mnie, to nie uznaje żadnej równości oprócz tej, którą jest moja wola życia, zgodnie z moimi pragnieniami, odnajduje w woli życia innych

Robactwo ograniczeń lęgnie się w głębiach umysłu i nic, co ludzkie, nie zdoła mu się oprzeć

Rządy humorystycznie nazywa się demokratycznymi

Miłość do dobrze wykonanej roboty oraz czekanie na awans są dziś zwykłą oznaką słabości i najbardziej bezmyślnego służalstwa

Zapytano  w sądzie pewnego robotnika czy wybiera świecką czy kościelną formę przysięgi. Odpowiedział: Jestem bezrobotny

Indywidualizm, alkoholizm, kolektywizm, aktywizm…różnorodność ideologii dowodzi, że istnieją setki możliwości opowiadania się po stronie władzy. Jest za to jeden sposób bycia radykalnym. NICH TYLKO POTĘŻNA RZECZYWISTOŚĆ TRZECIEJ SIŁY WYDOBĘDZIE SIĘ W KOŃCU Z MGIEŁ HISTORII WRAZ ZE WSZYSTKIMI INDYWIDUALNYMI NAMIĘTNOŚCIAMI NAPĘDZAJĄCYMI DAWNE INSUREKCJE ( Żyj!)

Obietnica szczęścia rozpleniła się, oferując przechodniom uniwersalny wzorzec…”ten esteta jest również mędrcem, wybiera mercedesa….”
Podnosi się czarna kurtyna. Sezon polowań na ostatniego proletariusza można uznać za otwarty. Kto pierwszy mu sprzeda samochód, mikser, barek, księgozbiór ? Kto zdoła sprawić, by utożsamił się z uśmiechniętą twarzą z plakatu reklamowego:  „Błgosławieni, którzy palą  Lucky Strike ?”
Komunardzi dali wyrżnąć się co do ostatniego, żebyś mógł kupić najnowszą wieżę Phillipsa. Bajeczna perspektywa, radowano by się tym kiedyś

Robotnicza idea: „Od zawsze walczyłem o podwyżkę płac, mój ojciec też. A teraz mam telewizor, lodówkę, volkswagena. Istotnie wcześniej żyłem jak palant.”

Bycie bogatym oznacza posiadanie dużej liczby nędznych przedmiotów

Twój wiek nie zależy już od metryki ani od tego, jak młodo czy staro się czujesz, ale od tego co nabywasz…
Pieniądz, bóg mieszczuchów. Bóg którego nie da się wzruszyć modlitwą czy kazaniem, a jedynie specjalistyczną nauką i techniką

Saint Just : „Kto rewolucje kończy w połowie, ten kopie sobie grób”. Czas na Lettriste 2 ?

Co pozostało ze szczęścia ? Szaleńcza pogoń za umykającym czasem: „bycie na czasie” – jak mówią modne pisma

Współcześni filozofowie wymieniają porozumiewawcze uśmiechy, kryjąc się za zasłoną  swojego myślowego ubóstwa. W każdym razie wiedzą, że świat pozostaje filozoficznym konstruktem, wielkim ideologicznym śmietniskiem.

czwartek, 16 lutego 2012

tytuł się zgubił w śniegu

      Sytuacja z ładną minister sportu jest trochę zabawna. Zalicza Pani Mucha wpadki w zasadzie bardzo podobne do wpadek innych ministrów, ale tu wyjątkowo się wszystko, piętnuje i kwituje męskim bassowym i fallicznym ha, ha, ha. Facebook oczywiście w tym przypadku jest najlepszym przykładem pożywki. O ile coraz mniej trenerów kadry narodowej w ostatnim czasie, to proporcjonalnie więcej publicystów. Oczywiście bezrefleksyjnych, a tylko kopiujących jeden za drugim odnośnik, kwitując to "żenada". Kompleksy onanistów ? Lacan dawno już pisał, że w dobie industrializacji procesów ekonomicznych zaczął zaznaczać się upadek imago ojcowskiej, zmierzch autorytetu ojcowskiego. Tyrania domowa wskutek zawłaszczenia autorytetu rodzinnego przez matkę to zupełnie nowa problematyka i katalog kompleksów w patologii. Mężczyźni muszą protestować, zasada i dominacja męska musi znaleźć potwierdzenie. A że mamy do czynienia że sportem i seksowną kobietą...symptomatyczne. I proszę o to stałem się nagle obrońcą Pani Muchy ! Któż by pomyślał. Ale moja obrona ma charakter estetyczny. Wolę Panią Muchę niż załóżmy spoconego Jana Tomaszewskiego, który wyraźnie ma problem z wypowiedzią, albo innych różnych takich chytrusków szukających "haków" i straszących "prokuratorią".                                                                    
      Ciekawie też ma się sprawa z reklamą Old Spice. To był wyjątkowo ironiczny obraz, spełniający wszystkie funkcje dobrej reklamy. Nie wiem kto, jak i dlaczego mógł się poczuć urażony czymkolwiek. Całkowity brak dystansu, poczucia ironii,  no ale poza ironią to wiadomo, że i brakuje też solidarności i przygodności, jak tego sobie życzyłby jeden sympatyczny człowiek. Coś jest nie tak z narodowym ego Polaków. My nie lubimy przyznać się błędów, do braku dystansu w stosunku do własnego "ja". Jesteśmy do bólu ignoranccy jeśli chodzi o kulturę ("epoka zadufanego paniczyka" z Buntu Mas) i aroganccy, gdy mówimy o sobie. Humor jest tak banalny, że sprowadza się do rasowych kawałów, ewentualnie mądrosci z demotywatorów i innych takich. I więcej nic nie napisze, bo jeszcze ktoś pomyśli, że jakiś rozgoryczony jestem. Doskonały tekst na temat nas, naszej tożsamości prof. Andrzeja Ledera w nowym numerze Krytyki Politycznej. Trywialne stwierdzenie może, ale daje do myślenia. Trochę prawdy o nas świata nie zmieni, ale zawsze miło poczytać o naszych fundamentach i to nie tych szlacheckich, ale tych faszystowskich najpierw, a następnie komunistycznych i ról Polaków w jednym i drugim totalitaryzmie.                                                    
      A że tak mało osób chce o tym poczytać, bo po co w ogóle czytać, powoduje, że na własne życzenie pozwalamy tworzyć sobie folwark zwierzęcy z naszych egzystencji. "Papu, kaku, lulu" zapewnione, więc czego chcieć więcej ? No zawsze istnieją jeszcze utopiści, marzący o lepszym świecie i bliżej mi do nich, ale od kiedy stoje bliżej Ciorana, to śmieje się trochę z tego. Podobno Orwell napisał wstęp do "Folwarku zwierzęcego", który został wycięty przez cenzurę...Pisał tam: "Wolna Anglia niewiele różni się od zwierzęcego folwarku z powieści..w wolnej Anglii niepopularne idee mogą być zakazane bez odwoływania się do siły".  
     Tak jak i u nas. O pewnych rzeczach mówić głośno nie wolno, na uniwersytecie proponuje się jedną "ztechnicyzowaną" i "uestetycznioną" myśl (nowoczesne zniewalanie umysłu). Zwyczajni ludzie z kolei, żeby coś mieć, pracują po godzinach, stoją w korkach, walczą z dnia na dzień często o przetrwanie i nie mają już nawet siły i czasu. I nie ma się co dziwić, tak skonstruowany jest ten system. Śmieszne jest, że na manifestacje w sprawie ACTA był czas i była organizacja. Śmieszne jeszcze bardziej że to była manifestacja, bo ktoś chciał nam zabrać trochę rozrywki (ściągania filmów i muzyki). Wszystko pod doniosłymi hasłami wolności osobistych i podstawowych...tylko jakoś nikt nie pomyślał że my już dawno oddaliśmy czy zrezygnowaliśmy z wolności na rzecz bezgranicznej konsumpcji tej w sieci też...na tworzenie kolejnych kont na portalach, na których zamiast cynizmu, sarkazmu i ironii obnażamy się do bólu.    

Ze spraw organizacyjnych, to chciałem arogancko napisać, że mam najładniejsze rowery w Polsce, co jest sprawdzonym info, więc kup se by wyglądać (falliczne bassowe ha ha ha, albo metaliczne hi hi hi jak głos Sartre'a). I pozwól mi zarobić milion złoty w dwa lata, zgodnie z planem, by miał za co obalać kapitalizm i wydawać se rap na kolorowym winylu.
Poza tym są ładne garnitury w kratkę w vistuli, bardzo tanio, to się ogarnijcie chłopacy, żeby wyglądać i sie podobać swym dziewczynom. Pamiętaj że po kapitalistycznych sralentynkach, dla utalitarystycznych błaznów, niebawem Dzień Kobiet - a to już naprawdę zacne święto. Znasz historii trochę ? Pamiętaj garnitur w kratkę, koszulka z Kuroniem pod spodem, trampeczki, rower, onra na słuchawkach i hipsteruj na poważnie. Dobrze pod pachą mieć też Krytykę Polityczną.
Następnie przyjść warto na SLAM POETRY, na którym są bardzo sympatyczni ludzie. Gdzie poza występami, w kuluarach toczy się lekko pijany, ale jakże konstruktywny dyskurs dla kondycji polskiej kultury !
No i bardzo prawdopodobne, że sobie zagramy koncert w połowie marca (możliwe ze z live bandem) i zupełnie nie hip-hopowymi drużynami we Wrocławiu.
Ale zanim to podobno warto wybrać się na koncert Mos Def'a i Pharoahe Moncha w Warszawie 2 i 3 marca.
No i wracam też w przyszłym tygodniu do Wrocławia na najładniejsze osiedle, w sąsiedztwo jakże miłych ludzi, bo w żaden sposób nie będzie mi to kolidowało z obowiązkami, a pozwoli swobodniej oddychać. Tutaj i wskutek pewnych wydarzeń dotyczących mnie osobiście, spadł na mnie zły cień będący drugą stroną wolności, którą Sartre nazwał "mauvaise foi". Okazuje się, że naprawić się tego raczej nie da, bo potrzeba koncyliacji (polscy politycy mówią "konsyliacji" - ignoranckie ha ha ha dedykowane betonowi) a nie tylko jednostronnej woli. Ale co zrobić ? Jedni mają za wszelką cenę chęć życia i działania, innych karmi destrudo. Wcale mi to nie przeszkadza, kwestia zrozumienia różnic, które czynią świat znośnym i ładnym.
No a tak poza tym to musze napisać że Premiership dostarcza mi w ostatnim czasie tak dużej frajdy jak Jeremy Lin i warto się jednym i drugim zainteresować.
A czy Ty w ogóle słyszałeś/aś już PROMOMIX REWOLUCJI ? Co o tym sądzisz ?
No i smacznego pączka, ja nie jem, bo jeszcze mi kaloryfer zniknie ! hi hi hi, ha ha ha.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

zanim pojawił się...powiedzmy G. Bataille część 1

Korzystając z przerwy w wypisywaniu jakichś bzdur, bo ciężko nazwać pisaniem coś co dotyczy komunikowania politycznego i innej nowoczesnej psychologii instrumentów (ekskrementów) dla skonsumowanego społeczeństwa, zatrzymałem się we Francji, lat temu 70 i 80 ! Całkowicie to droga wyboista, znaleźć się w zupełnie innym miejscu, niemożliwa bez teleportu (swoją drogą myślę o budowli teleportu już od dawna, przydałby mi się bardzo mocno, takie prywatne różne sprawy...). Przeteleportowałem się jednak jakoś niezupełnie ot tak, a na mocy całkiem niezłego historyka Rene Remonda autora pracy pt. "Francuska prawica dzisiaj". Remond jest tylko przyczynkiem, gdyż książki nie przeczytałem i bardzo wątpliwe bym w ogóle przeczytał, gdy w przedmowie dr nauk Kazmierz Michał Ujazdowski z firmy PiS śmiało swym niezachwianym piórem stwierdza:
"dla tych, którzy mimo klęski marksizmu nadal reprezentują ekonomistyczny punkt widzenia, strefa zjawisk politycznych jest obszarem pozbawionym autonomii i zależnym nie od wyborów ideowych, lecz od rozkładu sił społecznych".

Niby nic, bardzo proste zdanie, które w pełni definiuje jego osobą i firmę w której pracuje. Problem zdaje się jest jednak pojawiać, gdy Ujazdowski tym zdaniem stara się uderzyć w oponentów, dla siebie i swojej firmy (firma wodzowska przypomnijmy) zachowując prym nieskazitelności ideowej w pełni autonomicznej i niezależnej, całkowicie nieskażonej "ekonomistycznym punktem". Jeszcze poważniej zaczyna się robić, gdy próbując jakkolwiek określić profil ideowy jego firmy, mam z tym problem, a już zupełnie nieciekawie gdy się okazuje że jego firma to wódz, dobrze zorganizowany wydział marketingu i Pr, kilku zmieniających się dostojników medialnych i całe stado poddanych. No cóż taka siła norm...ideowych. Ostatnie zdanie w tym już nieco przydługawym intro to wniosek, że bardzo łatwo można zepsuć pracę naukową kogoś dobrego. A że tkliwy nihilista zawsze na pozycji dystansu ze mnie to przepraszam Pana Panie Remond za pana Ujazdowskiego. Tak samo zresztą powinno się przeprosić Thomasa Franka za przedmowę Jacka Żakowskiego w "Co z tym Kansas ?" I wielu, wielu innych.
          
Historyk Fernand Braudel zwracał uwagę, do jakiego stopnia krytyczne kategorie marksizmu przeniknęły naszą wiedzę o współczesnym świecie, nawet wśród ich przeciwników. Filozof Jaques Derrida podsumował tę aktualność w 1993 roku (czas nie całkiem przychylny dla marksistowskiej teorii!) takim sformułowaniem: "Nie ma przyszłości bez Marksa". Razem, przeciwko, po tamtej stronie... Ale nie "bez"! Można tylko dodać, że nie było też przeszłości bez marksizmu, a Marks miał swojego prawodawcę w postaci Hegla, a jak już mowa o prawodawcach to musieli się pojawić tłumacze...Ci za wzór obrali sobie Fryderyka Nietzschego - który nie chciał być ani prawodawcą ani tłumaczem i tak trafiamy na bibliotekarza Georgesa Bataille'a. Ale zanim...
Do Francji przyjechał niejaki Pan Aleksander Kojeve a właściwie Aleksandr Vladimirovič Koževnikov urodzony w Moskwie. Z rosyjską inteligencją mam ten problem, że nie potrafię zając stanowiska obiektywnego w ich sprawie, biorąc całe spektrum myśli filozoficznej. W końcu to Ci którzy mowiąc za Turgeniewem nie potrafią zając się żadną praktyczną rzeczą np. zamiast zbudować pralkę do prania, wolą obnosić się tylko swoim uniwersalnym myśleniem systemowym. Tak, za to ich uwielbiam. Do czasu przyjazdu Kojeve'a do Francji, życie intelektualne toczyło się tam wzdłuż i w poprzek linii kantyzm - bergsonizm, która to linia stanowiła oficjalną ideologią wielu profesorów. Pisał Sartre:
"W 1925 roku, kiedy miałem 20 lat, na uniwersytecie nie było katedry marksizmu a komunistyczni studenci bardzo się pilnowali, by nie powoływać się na marksizm czy wspominać o marksizmie w swych pracach seminaryjnych - gdyby to uczynili oblaliby wszystkie egzaminy. Strach przed dialektyką był tak ogromny, że nawet Hegel był nieznany" (Sartre, Krytyka dialektycznego rozumu)

Recepcja Hegla sprowadzała się do pangermanizmu, pruskości, nieadekwatności by wyrazić myśl francuską. Dzięki Kojeve i starszemu od siebie też pochodzącemu z Rosji  A.Koyre udało się zrewolucjonizować akademickie życie Francji. Ucieczka Kojeve z Rosji była czymś oczywistym, biorąc pod uwagę fakt, że spędził on kawałek życia w więzieniu. Wkrótce potem przedostał się do Warszawy z paroma brylantami w kieszeni, by po czasie codziennego łażenia do biblioteki, a przy tej okazji budowania wśród książek wyimaginowanego świata, wreszcie znaleźć się na uniwersytecie w Heidelbergu, by korzystając z wykładów Husserla i Jaspersa spotkać się z myślą Hegla:
"Przeczytałem cztery raz od deski do deski "Fenomenologię ducha". Wgryzłem się w to, ale nie pojąłem ani słowa" (Kojeve)

W końcu gdy Kojeve pojawił się we Francji przedstawił naznaczona podwójną lekturą Marksa i Heideggera interpretację antropologiczną Hegla...cdn.

czwartek, 12 stycznia 2012

lettristecrew.blogspot.com

Niebawem cała idea naszej lettrystowskiej grupy przeniesie się pod TEN ADRES. Nie oznacza to, że nie będę tu pisał różnych rzeczy, ale więcej głosów właśnie tam, tematyka wszelka.

środa, 11 stycznia 2012

karnawał na blogu, aleksandra kołłontai i coś tam.

Pisanie bloga jest zajęciem emo, ewentualnie jak to pisano o Guy'u Debordzie narcystycznym radykalizmem. Z drugiej strony, ktoś pod wpływem Bachtina i jego karnawalizacji musi ujarzmiać swoje żądze. Nie chcę żeby z tego wynikało coś podniosłego, bo pisanie jednorodnych wykładów o psychoanalizie, myśli rosyjskiej,
miłości w czasach postkapitalizmu, marksizmie i jego wątkach w liczbie 1223, czyli tylu, ile czcionką dla zdrowego oka stron czyha na przyszłego czytelnika "Głównych nurty marksizmu" Leszka Kołakowskiego byłoby nudne. Poza tym wymagałoby to jakiejś jednolitości, struktury, odpowiedzialności, bo niechby jakiś student humanistycznej szkoły prywatnej zechciałby z tych rzeczy korzystać. Inna rzecz to moja niewiedza, i  o ile o pewnych rzeczach, a raczej zarysach niektórych idei (jak marksizmu, szczególnie jego odmiany antropocentrycznej) mógłbym bełkotać rzetelnie w oparciu o źródła, których nie ma na uniwersytecie wrocławskim, to już Lacan, miłość, teologia wymagałyby większego przedsięwzięcia. Zasada niestety jest taka, że jeśli coś jest poważnego to nie może istnieć w internecie. Ktoś z kolei mówił, że jeśli nie ma
czegoś w internecie to nie istnieje, wniosek jest prosty i banalny.
Kolejnym argumentem jest, że mi ta karnawalizacja od czasów, gdy Vaneigem z Debordem zmienili życie, współgra chyba ostatecznie z naturą. Poza tym jak uprawiać przy jednolitym wykładzie agit-prop na rzecz Lettriste / lettryzmu / sytuacjonizmu ? To taka płyta, którą pisałem z duchem tego złego kabotyna i dandysa Deborda !    Wreszcie przecież mogę zlepiać te myśli, wedle własnych wyobrażeń, własnych interpretacji...łączyć, dzielić, przestawiać. To jest własnie ta "galaktyka  guttenberga" - wcielone postmodernistyczne nic.
No i ostatni argument to oczywiście czas. Taki wpis trwa 10 minut i jest powiedzmy jakiś w miarę witalny, bez określonej formy. Wykład z odpowiednimi odnośnikami trzeba byłoby męczyć z pół dnia ! Na wytłumaczenie niech pozostanie fakt, że ja tu ewentualnie tylko spisuje pomysły, coś jak Zizek. Dodam do nich trochę pułapek terminologicznych, słów których nie znajdziesz w internecie i nie wyniknie z tego znowu nic. Niesamowitą prace potrafią zrobić tacy ludzie jak Tadeusz Gadacz ze swoimi tomami filozofii, albo w ogóle Ci ludzi od podręczników akademickich. Jak oni potrafią wytrwać w takiej nudzie przez tyle czasu?! Nie lubię, mało ich czytam, ale szanuje. Wprowadzanie jakichkolwiek poprawek po czasie, uzupełnień jest najtrudniejszą sprawą, całkowicie nie dla mnie.

Latam ostatnio gdzieś pomiędzy Aleksandrą Kołłontai, Wilhelem Reichem i ogólnie mówiąć: "sexuality and class struggle". Aleksandra, gdzieś zupełnie zapomniana, której trybut powinien płacić Fromm, a żeby ją poznać to trzeba się przedrzeć przez niekoniecznie ciekawą literaturę, co niekonieczne ma miejsce u Fromma...jest bardzo aktualna. Pomijając pewne wątki samej terminologii, które mogą irytować jak chociażby odmieniona burżuazja przez uburżuazyjnienie w burżuazyjnej postaci, albo proletariat, proletariatu etyka czy proletariackie wyzwolenie to czytamy:

"introwertyczna indywidualistyczna rodzina dzisiaj bazująca jedynie na własności  prywatnej, opracowała zasadę, że dana osoba całkowicie powinna posiąść swojego partnera. Dokonała tego skrupulatnie (...) Ideał posiadania dzisiaj jest o wiele bardziej rozpowszechniony niż miało to miejsce w patrymonialnym systemie relacji małżeńskich"(...) zapewne wszyscy mieliśmy okazję obserwować sytuację, gdy dwie "kochające" się osoby na gwałt, zanim dokładnie się poznają, dążą do zawładnięcia wszystkimi swoim dotychczasowymi związkami, do wejrzenia w najbardziej tajemne zakamarki życia swojego partnera. Osoby jeszcze parę dni temu całkowicie obce (...) rozpoczynają 
natychmiastową penetrację serc i tożsamości, pragną dotknąć tej dziwnej i niepojętej psyche. Doświadczenia drugiego z przeszłości, których nie można unieważnić, stają się przedłużeniem własnej jaźni. Świadomość, że poślubieni małżonkowie stają się wzajemnie swoją własnością jest tak powszechna, że ci, którzy wczoraj żyli całkowicie osobno, niezależnie od siebie, dzisiaj nie mają oporów, żeby otwierać korespondencję partnera i czynić ze słów trzeciej osoby - wspólną własność. A przecież intymność tego rodzaju powinna się pojawić tak naprawdę dopiero  wówczas, gdy dwie osoby spędziły ze sobą znaczną część życia. Najczęściej fałszywa bliskość staje się substytutem autentycznego uczucia, złudzeniem...".


Pani Towarzyszka Aleksandra pisząca o tym w 1921 roku, wie więcej o życiu niż cała współczesna psychologia miłości. I była ze Związku Radzieckiego.

Ostatnio był slam poetycki we Wrocławiu, gratulujemy POEMOWI i uczestnikom "reszty wydarzeń" :) Poetycko więc skończyć muszę. Ostatnio z pewnych powodów czuje się jak w ostatniej linijce wiersza Broniewskiego "Mury, bruki". Nie chce mi się jej przywoływać tu. W każdym razie bywają powody takie, że chociaż nie wiem jak mógłbym się starać, to nie ma to na nic wpływu. A może się mylę i świadomość mam po prostu skrzywioną przez jakieś uczucie.